A ja jestem "wrednym palaczem" i zawsze przyznaję się bez bicia, przy czym mieszkam w innym wspólnocie.

Rozumiem, że są osoby, którym palenie może przeszkadzać. Gdy idę na przystanek - zawsze zatrzymam się ze 30m od celu, by nie drażnić dymkiem czekających na transport. Gdy dochodzę do przejścia dla pieszych i widzę czerwone światło - zawsze zatrzymam się z dala od pasów, by nie chuchać nikomu z oczekujących na zielone. Gdy idę chodnikiem - zawsze staram się iść za tłumem ludzi, czasami nawet przystając by dać się wyprzedzić ... po co dmuchać w osobę idącą za mną? W pracy oczywiście palę poza budynkiem, jednocześnie rezygnując z przerwy obiadowej, by nie było postękiwań, że mniej pracuję. Petunii nigdy nie wyrzucam na ziemię - przejdę i kilkaset metrów, byle wyrzucić do kosza(nie cierpię śmiecenia). Balkon na którym palę też nie jest wybrany przypadkowo - mam dwa. Jeden, na którym sąsiedzi nie dojrzeli by mnie palącego i miałbym zapewniony święty spokój, oraz prywatność ... jednak wychodzący na ścianę bloku z pomieszczeniami sypialnianymi i pokojami mieszkalnymi, oraz drugi - całkiem odkryty, ściana budynku z salonami. Palę na odkrytym, by ludziom do sypialni/mieszkalnych zapaszki nie leciały - znacznie większe prawdopodobieństwo że sąsiad akurat sypialnie/mieszkalny będzie wietrzył, niż salon.
W życiu nikt do mnie nie miał pretensji o palenie na balkonie, takie rzeczy głównie w internetach, gdzie każdy może sobie postękać anonimowo.

Jednak gdyby to zrobił - skwitowałbym to jedynie serdecznym uśmiechem i miał w głębokim poważaniu. Muszę znosić muzykę puszczaną przez sąsiadów, czasem ktoś sobie film głośniej puści, czasem ktoś zrobi imprezkę w mieszkaniu bądź na balkonie, czasem dzieciaki hałasują, płaczą, pieski wyją i szczekają(od czasu do czasu zostawią nawet "klocka", również na balkonie), czasem ktoś tak da czadu w kuchni, że smród leci i przez okna i z wentylacji, czasem też goście sąsiadów palą w loggii obok. Nie daj losie, by jeszcze któraś z okolicznych pociech miała hobby typu flet/harmonia - przerabiałem. Jakoś muszę znosić to wszystko, więc nie widzę powodu dla którego sąsiedzi powinni akurat mnie zakazywać palenia. Szczególnie, że nie łamię prawa i dostosowywać się do czyjegoś "widzi-mi-się" nie mam zamiaru. Tak czy siak maksymalnie się staram nie irytować otoczenia.
Oczywiście zaraz ktoś wspomni, że "jak się chcesz truć, to truj siebie, a nie innych".

Odsyłam do statystyk i opracowań naukowych, miast do smarowanych na jedno kopyto artykułów w prasie. Średnio, w otwartej przestrzeni, w odległości większej niż dwa metry od palacza - jesteście bezpieczni i efekt palenia biernego nie występuje. Pozostaje tylko przenoszący się zapach. No, ale palenie urasta powoli do rangi HIV, AIDS, może nawet wojny wywołuje lub głód w Afryce.

Bardziej zainteresowałbym się jakością Krakowskiego powietrza, dzięki któremu każdy mieszkaniec wypala(WYPALA) w skali roku kilka papierosów dziennie, po prostu oddychając.
Jak już ktoś wspomniał - uchwała o zakazie palenia nic nie zmienia. Nie da się tego sankcjonować. Co ciekawe ... w jednym z budynków, w którym swego czasu mieszkałem przepchnięto taką uchwałę. I (o dziwo) palacze pod naciskiem sąsiadów się dostosowali, zaczęli palić w mieszkaniach. Szanując wolę ogółu postanowiłem się dostosować i na papierosa wychodziłem przed budynek - robiłem sobie spacerek chodnikiem dookoła. Szybko znalazłem się przez to "na widelcu", bo przeciwnicy palenia na balkonach poczuli "wiatr w skrzydłach" i zaczęli stękać, że "chodzę dookoła budynku i smrodzę"(daj komuś palec ...).

W każdym razie uchwałę po pewnym czasie unieważniono i palacze powrócili na balkony. Dlaczego? Paląc w mieszkaniach, palili przy okapach kuchennych, bądź w łazienkach przy ciągu. Efekt był taki, że prześmierdły instalacje w pionie i we wszystkich mieszkaniach śmierdziało papierosami na okrągło.
O, ale wypracowanie mi wyszło. Jak już wspomniałem - nie mój budynek, nie moja wspólnota. Chcecie generować absurdalne zakazy - Wasza sprawa. Ciekawe jaki będzie następny. Pozdrawiam serdecznie i pędzę na papieroska.

Dobrej nocy.
PS: Ja bym ten gąsiorek sąsiadowi "podfrandzolił" - a nóż tam jakiś smakołyk
